Mity o rowerach elektrycznych – a jaka jest prawda?

Mity o rowerach elektrycznych rosną z roku na rok, a są przecież z nami już dłuższy czas. Ich dziecięcy wiek zdecydowanie minął i stały się zintegrowaną częścią naszego krajobrazu sprzedaży. Są, funkcjonują, a ludzie je kupują i nimi jeżdżą. Przez szereg niedomówień obrosły jednak w swoistą mitologię, bardzo często niemającą wiele wspólnego z rzeczywistością. Najczęściej jest ona kreowana przez ludzi, którzy nigdy na rower elektryczny nie wsiedli. Rozprawmy się zatem z tymi mitami, wykreujmy właściwą, bliższą prawdzie relację z tymi jednośladami.

Jeśli zastanawiacie się nad kupnem e-bike’a ten tekst rozwieje wiele Waszych wątpliwości. Musicie jednak sami zadbać o to, by być gotowymi na ten rodzaj rowerowego wyzwania, bo w pewnym sensie jest to zupełnie inny świat. Warto wejść w niego bez całej zbędnej mitologii, o co właśnie zadbamy. Jesteście z nami? To zapraszamy do lektury. Oto prawdy i mity o rowerach elektrycznych.

Zobacz również

Rower elektryczny jeździ sam i nie potrzeba wkładać wysiłku w jazdę

Mit numer jeden. Potęgowany przez wszystkich, którzy z niewiadomych względów upodobali sobie „dojeżdżanie” wszystkich nieposiadających e-bike’a, zwłaszcza że stał się on modą i w jakiś sposób mówi o statusie finansowym – nie są to rzeczy tanie. Ale wmawianie ludziom, że rower jeździ sam, jest objawem ignorancji. W rowerze elektrycznym silnik wyłącznie wspomaga układ napędowy – do określonej prędkości i mocy. Nadal główną siłą jaka go napędza jest ta pochodząca z naszych nóg i pracy całego organizmu. Oczywiście, możemy zupełnie nielegalnie zmienić ustawienia silnika i wtedy przekaże on więcej mocy na pedały lub oś, ale to wciąż za mało, by rower jechał sam. Pedałowanie jest więc – ku rozpaczy wielu – głównym zajęciem na rowerze, nawet elektrycznym. Wspomaganie jazdy to jedno – ale jeżdżenie „za nas” to co innego. Jest to jeden z najgłupszych mitów dotyczących rowerów elektrycznych.

Rowery elektryczne są przeznaczone tylko dla osób starszych

Rower elektryczny nie służy tylko osobom starszym. Owszem, może być dla nich nieocenionym przyjacielem w drodze do pasji, czy po kontuzji. Dla wielu słusznych wiekiem idealnie sprawdzi się jeśli będą chcieli utrzymać wysoką kondycję. Ale nie ma tu żadnych ograniczeń wiekowych. Po e-bike’a mogą sięgać młodzi i silni, na przykład uprawiający ekstremalne formy MTB – wspomaganie elektryczne pozwala na mniejszy wysiłek, więc minimalizuje ryzyko kontuzji. Sięgają po niego ludzie w ruchu miejskim – bo tu sportowe zacięcie schodzi na dalszy plan. Umówmy się, że nie wykręcamy czasu Pogacara jadąc do domu z pracy, z jedną nogawką podwiniętą do kolana – zależy nam za to na szybkim przemieszczaniu się, sprawnym ruchu i efektywności. Wiek nie ma tu żadnego znaczenia.

Mit o rowerze elektrycznym rozwiewa nasz artykuł

Wszystkie rowery elektryczne są drogie i ciężkie

Tak naprawdę nacisk na redukcję wagi w e-bike’ach jest mocniejszy niż w normalnych rowerach, bo producenci chcą zminimalizować obecność ciężkiej baterii i silnika. Ale duża waga nie jest żadną regułą – nie jest to 10 kg, które się czuje. Wersje konwertowane z napędem w piaście przybierają na wadze jeszcze mniej, a w zaawansowanych MTB mamy karbonowe ramy żeby tylko zyskać kilka gram. Poza tym rozłożenie masy jest wyjątkowo korzystne, blisko środka ciężkości ramy – nie odczuwa się tego w sposób, który sugerują tworzący ten mit. Nowoczesne e-bike’i korzystają z najnowszych technologii i materiałów – niwelując negatywny wpływ zwiększonej masy.

Czy jest drogo? „Drogo” to dość szerokie pojęcie o mało precyzyjnych granicach. Dla każdego będzie oznaczać coś innego. Dla nas drogo to kupić okazyjnie rower, wymagający co sezon dużych nakładów finansowych by utrzymać go w odpowiedniej kondycji. Rower elektryczny jest z reguły wykonany bardzo solidnie, od ramy po napęd (musi wytrzymać większe obciążenia). Jego koszty rozkładają się na kilka długich lat użytkowania. W dodatku jego rosnąca popularność sprzyja obniżaniu się cen. Jeśli dodamy do tego, że zwolni z części kosztów samochód czy skuter – to „drogo” nabiera zupełnie innego kolorytu.

Rower elektryczny jest drogi w utrzymaniu

Generalnie serwis roweru wykonujemy co roku po sezonie. E-bike nie jest tu wyjątkowy i w ogromnej większości przypadków takie traktowanie w zupełności mu wystarczy. Żywotność silnika to przy odpowiednim traktowaniu ponad 12 000 kilometrów. A baterie? Żywotność akumulatora – średnia – to około 800 cykli. Ładowanie średnio co drugi dzień daje mu 4 lata życia w stuprocentowym wymiarze – po tym okresie da się go naładować na 80%, i ta wartość będzie spadać. Nowa bateria to różny koszt. Nowiutki Powertube 625 Boscha to 3700 zł, ale znajdziemy znacznie tańsze modele np. Green Cell za 1200 – 1700 zł. Nawet przy najdroższej wersji bateria kosztuje nas mniej niż 1000 zł rocznie. Jazda rowerem elektrycznym jest więc tańsza niż wielu z nas sądzi.

Jeśli właśnie krzyczycie, że to dużo – Jeden tysiąc złotych to zaledwie 120-130 litrów diesla. Przy spalaniu 7 litrów na 100 kilometrów i jeżdżeniu 20 kilometrów dziennie, 120 litrów diesla wystarczy na około 86 dni. Trzy miesiące. Sezon rowerowy trwa pięć, wychodzi więc na to, że jeżdżąc tylko rowerem elektrycznym przez ten czas, możemy zaoszczędzić prawie 2000 zł.

I co, dalej jest drogo?

Mity o rowerach elektrycznych krążą nadal wśród społeczności

Rowery elektryczne wybuchają

Ponieważ auta elektryczne potrafią zapalić się i bardzo trudno je ugasić, ten sam problem powinien – według mitomanów – dotyczyć rowerów elektrycznych. I tu i tu z pewnością łatwo wyolbrzymiać pojedyncze przypadki. Baterie elektryczne w rowerach nie są projektowane jako ładunki wybuchowe – ich prawidłowe używanie i serwis, utrzymywanie naładowania na poziomie 70%, regularna kontrola stanu w zupełności wystarczą, aby zabezpieczyć nas przed jakimkolwiek wybuchem. To się może wydarzyć, taki scenariusz jest możliwy, ale aby do niego doszło, musi dojść do skrajnych sytuacji, które skumulowane mogą doprowadzić do samozapłonu. Jakiekolwiek normalne używanie (nawet w deszczu i błocie!) markowego sprzętu nie może doprowadzić do wybuchu.

Zamiast roweru elektrycznego lepiej kupić skuter…

…i mieć coś, co będzie mniej wszechstronne od roweru, a przy okazji przyniesie wszystkie bolączki które nosi motoryzacja, tylko w mniejszej skali: paliwo, serwis, opłaty. W ruchu miejskim różnice między e-bikiem a skuterami są praktycznie zerowe, przy czym w dużym natężeniu ruchu rower zdecydowanie wygrywa, ponieważ skuter zobligowany jest do poruszania się po drogach, a rower korzysta z szerszej infrastruktury. Współczesne modele rowerów elektrycznych mają też doskonałą dynamikę ruchu – co stawia pod znakiem zapytania celowość zakupu skutera.

Nie wierz w mity – kup rower elektryczny

…i się ciesz. Zyskasz świetny środek komunikacyjny, szybszy i bardziej dostępny niż autobus, wszechstronniejszy i łatwiejszy w użytkowaniu niż samochód, bardziej eko niż korek na S7 w godzinach szczytu. To nie musi być Twój przyjaciel na wieki – ale może bardzo ułatwić Ci życie na poziomie zwykłej codzienności. Nie bój się – większość obaw zasiali Ci ludzie, którzy nigdy na elektryku nie jeździli. Bądź mądrzejszy – sięgaj po to, co Twoje z rowerem elektrycznym. Zalety rowerów elektrycznych są absolutnie niepodważalne – korzystaj z nich.